W miejscowości Różyce znajdują się ruiny jedynego chłopskiego prywatnego kościoła Tomasza Wróbla.

"Niektórzy mówią, że to wszystko wzięło się z przebiegłości Tomasza Wróbla cięgiem tylko chodził po różnych łękach i rozmyślał, jakby tu gwarancję zdobyć, że się dla niego miejsce w Pańskim ogrodzie znajdzie… I tak on, pobożny, ale prosty chłop spod Łowicza, ma się z królami, kardynałami i braciszkami zakonnymi równać."

Ruiny prywatnej kaplicy w Różycach

Tomasz Wróbel w latach 40-tych XIX w. rozpoczął usilne staranie o uzyskanie pozwolenia na wybudowanie publicznej kaplicy obok własnego domu. Kaplica miała służyć mieszkańcom okolicznych wsi. Aby nakłonić ówczesne władze kościelne i państwowe do wydania pozwolenia na budowę kaplicy około 1859 r. ufundował do kościoła Kocierzewie Południowym stacje drogi krzyżowej. Poświęcenie stacji odbyło się 4 grudnia 1859 r. W tym okresie narastał konflikt Tomasza Wróbla z kocierzewskim proboszczem. Władze kościelne uznały za zbyteczną dalszą rozbudowę kaplicy. Cały spór został przerwany wybuchem Powstania Styczniowego i represjami po powstaniu.

W kwietniu 1864 r. Wróbel wniósł do Rządu Gubernialnego podanie o budowę prywatnego kościoła. Doczekał się pomyślnego obrotu sprawy. Kiedy do Łowicza przyjechał car rosyjski, Tomasz pierwszy się do niego udał z prośbą o wyrażenie zgody na budowę kaplicy. Car Mikołaj II zgodę podpisał. Jednak władze duchowne nie wyraziły zgody na ten plan. By wymóc na nich zgodę Wróbel zagroził, że oskarży Konsystarz przed Wielkim Księciem, a nawet skieruje skargę do samego cara. W 1867 r. zmuszony interwencją rządu Konsystarz upoważnił proboszcza w Kocierzewie – Tomasza Góreckiego do położenia kamienia węgielnego i pobłogosławienie miejsca, w którym ma powstać kaplica.

Tomasz Wróbel wybudował wreszcie kaplicę, której z braku pieniędzy i zdrowia nigdy nie ukończył. Zbudowana z takim trudem kaplica popadła w ruinę. Wiatry i burze dokonały dzieła spustoszenia. Kaplica nie została nigdy wyświęcona, a figury świętych i obrazy rozdano po okolicznych kościołach.

Chrześniak Wróbla po jego śmierci wystawił obok kaplicy małą kapliczkę na pamiątkę wieloletnich zmagań swojego wuja. Obecni właściciele opiekują się kapliczką, starannie ją konserwują i upiększają.

Ruiny tego jedynego prywatnego chłopskiego kościoła można oglądać do dziś. Stoją przy drodze. Można sobie zadać pytanie, czy jest to świadectwo pychy czy chłopskiej chytrości? Jest to zapomniany historyczny epizod, z którego czerpać można naukę o  pragnieniach i lękach naszych przodków.

Ruiny stoją, bo rozebrać je trudno, mury są mocne i grube, nie można przeznaczyć ich na budynek gospodarczy, bo fundamenty poświęcono 137 lat temu.